To dopiero kurestwo. Najpierw przez kilka tygodni
mówić „spotkamy się 15 grudnia o 15.00 w złotych tarasach”, potem 2,5 godziny
wcześniej zadzwonić i powiedzieć nie, nie spotkamy się, zwalać winę najpierw na
rodziców mówiących „oni sami twierdzili, że nie powinnam” a potem że to moja
wina i „za krótko się znamy”, kurwa..., „oj viazi, zawsze trafiasz na jakieś wariatki” (tutaj nie
podam imion, dużo wypisywania, dużo zarzutów, znalazłyby się), tak więc co, to
ja mam szukać jakiejś normalnej teraz? Mam olać coś co uznawałem za dobrą osobę? Troszkę
marna dobra osoba jak widać … trochę przykre, straciłem weekend, będę mógł
siedzieć w domu i oglądać śnieg za oknem, sylwester razem? A co z tym, że za
szybko? To sobie do znajomych pojadę i ,nawet obietnica „jednak będę”
już nie sprawi bym w to uwierzył. Na koniec racjonalizacja, czego by nie
odjebała, zawsze będzie to moja wina, a jak nie, to się popłacze i i tak powie,
że to moja wina. Kolejny aspekt: nauka by nie przeklinać przy kobiecie,
słuchałem się, bo mi zależało, byłem szczery, bo jestem, byłem wierny, bo
jestem, jak widać gówno mi to daje…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz